Przeglądając ogłoszenia na niemieckich portalach, można spotkać oferty, w których ceny podawane są w kwotach netto i brutto (bez- lub z 19% niemieckim VAT-em) lub tylko brutto. O co chodzi?

W tylko jednej kwocie – brutto – podawane są ceny za auta, które handlarze, przed wystawieniem na sprzedaż, odkupili wcześniej od osób prywatnych. A te osoby prywatne, kupując swoje auto jako nowe, już zapłaciły VAT, który poprzez sprzedawcę tego nowego auta został odprowadzony do niemieckiego urzędu skarbowego. Ten VAT nie jest już więc do odzyskania. Płacimy więc kwotę brutto i nie ma możliwości odzyskania podatku.

Inaczej jest z samochodami odkupowanymi przez handlarzy od firm, np. autami poleasingowymi. W tym wypadku firma kupiła nowe auto w kwocie brutto, odzyskując VAT w dozwolonych sobie limitach, a więc gdy później dalej je odsprzedaje, musi doliczyć do wartości auta netto podatek VAT, który jest do odzyskania przez nabywcę używanego auta, również jeśli kupującym będzie Polak (a dokładnie: polska firma, bo przywilej kupowania w cenie netto nie dotyczy, niestety, osób prywatnych).

Ale czy polskie firmy na pewno mogą kupować w niemieckie samochody w kwocie netto?

Tak, ale pod pewnymi warunkami i nie od każdego sprzedawcy. Generalnie dominują trzy podejścia:

1. Część niemieckich sprzedawców (najmniejsza) nie widzi żadnego problemu. Wystarczy dostarczyć dokumenty firmy (wpis do ewidencji działalności gospodarczej, zaświadczenie o nadaniu unijnego NIP, dowód osobisty właściciela) i już. Płacimy gotówką lub przelewem i auto jest nasze.

2. Na przeciwległym biegunie jest druga grupa sprzedawców, która absolutnie nie chce słyszeć o płaceniu przez Polaków ceny netto. To przede wszystkim ci, którzy nacięli się już na naszych rodaków w ramach tzw. przekrętu na VAT. W skrócie polega on na tym, że Polak kupuje niemieckie samochody w kwocie netto na fikcyjną firmę-słup, dostarcza Niemcowi jej dokumenty, płaci, fakturę netto wyrzuca do śmietnika, a w Polsce sprzedaje to auto po atrakcyjnej cenie niczego nieświadomemu człowiekowi, któremu na chwilę wyłączają się szare komórki, gdy widzi ofertę o ok. 20 proc. tańszą  od rynkowej. Konsekwencje są takie, że do Niemca zgłasza się jego urząd skarbowy i chce wyegzekwować niezapłacony podatek VAT. Ten albo płaci i przeklina chwilę, gdy zgodził się na sprzedaż netto albo odsyła do polskiej firmy, którą z kolei – po sygnale od niemieckiej strony – zaczyna się interesować polski urząd skarbowy. Ostatecznie, najczęściej skarbówka trafia do tego Polaka, który kupił auto i cieszył się, że mu się trafiła taaaka okazja. I każe mu zapłacić zaległy podatek, zatrzymując auto w postępowaniu karno-skarbowym do wyjaśnienia.

3. Trzecia grupa podchodzi do tematu ostrożniej. To, ci którzy już się kiedyś nacięli albo przynajmniej słyszeli o „przedsiębiorczych” Polakach. I wymagają dodatkowych zabezpieczeń. Są nimi najczęściej: przyjmowanie wpłaty tylko przelewem, by mieć dowód dla niemieckiego urzędu skarbowego, że faktycznie płaciła firma; ustalanie kaucji, którą musi wnieść kupujący. Przy tańszych autach to kilkaset euro, przy droższych – kaucja może wynieść nawet wysokość całego podatku VAT. Jest ona zwracana polskiemu nabywcy po nadesłaniu Niemcom dokumentów poświadczających, że auto zostało w Polsce zarejestrowane na tę firmę, która kupowała auto – to dla niemieckiego sprzedawcy czytelny sygnał, że sprawa z VAT-em została uregulowana po stronie polskiej i nie musi się spodziewać jakichś nieprzyjemności ze strony niemieckiego urzędu skarbowego.

Rozpocznij czat
Napisz do nas!
Dzień dobry, w czym możemy pomóc?